czwartek, 8 października 2015

87. Żywienie niemowląt i karmienie naturalne

Świadoma częstotliwości z jaką pisałam przez ostatni rok lub dwa, zaczęłam zastanawiać się czy nie zacząć opisywać życia domowego, macierzyństwa, relacji rodzinnych, a także gotowania, sprzątania, prania, jednym słowem wszystkiego co jest modne i w trendzie baby-boom. Po przemyśleniu tematu dochodziłam jednak do wniosku, że nie mogłabym aż tak odsłonić swojej prywatności.
Spędzając w domu długie dni i tygodnie naoglądałam się w telewizji o tym co jest modne, tematy na topie, o czym się mówi. Odniosę się tylko do jednego: karmienie piersią.

Zacznę od tego co uważam za absolutną podstawę: edukacja, edukacja, edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Edukacja daje wiedzę, wiedza daje świadomość, a wszystko razem pozwala nam nie tylko podjąć najlepszą decyzję, ale również w niej wytrwać w razie pojawienia się wątpliwości.

W moim przypadku chciałam rodzić naturalnie, skończyło się cięciem cesarskim. W miejscu, w którym rodziłam miałam wrażenie, że tylko jednej położnej zależało na tym by nauczyć noworodka ssać pierś. W efekcie po powrocie do domu zostaliśmy z problemem sami: ja, maluch i mąż ściskający w garści numer telefonu do znajomej znajomego. Telefon ratunkowy do certyfikowanego doradcy laktacyjnego. Zdecydowanie polecam.
Cały proces rozpoczęcia karmienia piersią nie był absolutnie niczym naturalnym i automatycznym, musieliśmy się o niego postarać i o niego zawalczyć. W przeciwnym razie zostalibyśmy przy karmieniu sztucznym, które maluch miał wprowadzone od początku (niestety).

Przede wszystkim doradca laktacyjny wyłożyła nam w trzy godziny całą instrukcję obsługi malucha, krótko, rzeczowo, na temat. Super! W przeciwieństwie do położnej środowiskowej, która okazała się być kobietą latającą po ludziach, zbierającą i roznoszącą dookoła plotki z całego osiedla. Owszem, była miła i sympatyczna, ale absolutnie nic na temat. Żadnej rzeczowej pomocy wobec noworodka.

Temat karmienia piersią jest ostatnio nagłaśniany i dobrze, bo warto o karmienie zawalczyć i każdego do tego namawiam gorąco.
W moim przypadku po pierwsze maluch zasypiał w czasie karmienia, więc trzeba go było cały czas budzić i przypominać żeby ssał. Po drugie: jak już wspomniałam syn nie umiał się przysysać i na początku najbardziej mnie to martwiło, dopóki nie przeczytałam gdzieś jednego zdania: "Dziecko musi się nauczyć ssać i to jest pierwsza umiejętność, którą po urodzeniu musi nabyć." Myśl, że czasami nie dzieję się to automatycznie i że mój syn potrzebuje po prostu czasu by się nauczyć rozwiała moje obawy. Syn nauczył się ssać po tygodniu. Po trzecie przez pierwsze 3 dni rozkręcałam laktację laktatorem. Pierwsza objętość ściągniętego pokarmu? Całe 3 mililitry. A maluchowi trzeba dać 30 ml.. Kolejne ściągnięcie? 7 ml.. Potem 10 ml... 15 ml.... I tak doszliśmy w końcu krok po kroku do zadowalających ilości. Ale wiadomo, ze to nie wszystko. Po ok. tygodniu pojawił się nawał pokarmu, któego można było się spodziewać. Znowu ściąganie pokarmu laktatorem, regularnie, bo najbardziej bałam się o zapalenie piersi. Po czwarte: miałam od początku problem z płaskimi brodawkami. Były zbyt płaskie by syn mógł je dobrze uchwycić. Zanim znalazłam sposób by sobie z tym poradzić minęło kilka dni. I w końcu po piąte: ból brodawek, który towarzyszył mi przez dwa, może trzy tygodnie.. To też daliśmy radę wytrzymać, smarowanie różnymi maściami pomogło i w ten sposób po trzech tygodniach mogłam powiedzieć, że ja i syn nauczyliśmy się karmienia piersią i udaje się nam to bez problemów.

Gdybym na którymkolwiek z wyżej wymienionych etapów odpuściła i zrezygnowała, z karmienia naturalnego nic by nie wyszło. Mąż wielokrotnie namawiał mnie - widząc zwłaszcza jaki ból sprawiało mi na początku karmienie - byśmy przeszli na karmienie sztuczne. Ja jednak postanowiłam wytrwać, bo to ja jestem dla dziecka, a nie dziecko dla mnie.
Nie mówię też o żadnym heroizmie, o nie. Karmienie bolącymi brodawkami to żaden ekstremalny wyczyn. Karmiłam, bo jestem głęboko przekonana o tym jak wielką przewagę nad mlekiem sztucznym ma mleko naturalne i to nie tylko jeśli chodzi o jego skład czy wzmacnianie odporności dziecka, ale również o wpływ na ryzyko wystąpienia w przyszłości chorób tak powszechnych obecnie jak cukrzyca, otyłość, nadciśnienie, zaburzenie gospodarki lipidowej - nawet jeśli nie zostało to jeszcze potwierdzone badaniami naukowymi.

Ostatnim punktem niewątpliwie jest koszt. Koszt karmienia naturalnie i koszt karmienia mlekiem sztucznym. ;) Dopiero ostatnio kiedy zaczęłam przestawiać synka na mleko sztuczne, przekonałam się jak wiele zaoszczędziliśmy w budżecie rodzinnym przez te 7 miesięcy :)

Powinnam wspomnieć jeszcze o tym, że mój synek rósł bardzo szybko, długość i waga były przeważnie w przedziale 75-90 per centyla. Gdybym karmiła go mlekiem sztucznym zastanawiałabym się czy go nie przekarmiam, czy czegoś nie robię źle. Karmiąc piersią byłam pewna, że wszystko jest ok.

Teraz synek ma już pełne 8 miesięcy. Od 2-3 tygodni karmię go mlekiem sztucznym, a raz na dobę karmię piersią. Chciałam ograniczyć laktację po pierwsze by jakoś łagodnie przeszedł odstawienie od piersi, po drugie chcę niedługo wrócić do pracy. Poza tym potrzebowałam sprawdzić ile właściwie synek je na dobę i jakiej wielkości są to posiłki. Pierwszego dnia okazało się że mając skończone 7 miesięcy zjadał jednorazowo 100 ml. To trochę za mało. Dlatego wprowadziłam mleko modyfikowane, a swój pokarm ściągałam laktatorem i podawałam z butelki by uregulować ilość i częstość posiłków. Niestety dla mnie, synek nadal budzi się trzy razy w nocy i zjada mleko. Przez trzy tygodnie nie udało mi się tego wyeliminować, albo to kwestia przyzwyczajenia, albo za mało kalorii dostaje w dzień. W ciągu dnia zjada 5 dużych posiłków, ale nie jest to jeszcze 180 ml mleka jakby wskazywały tabele. Zjedzenie takiej porcji przychodzi mu z trudem.
Decyzję o sprawdzeniu ile zjada podjęłam mając w pamięci jeszcze naukę do egzaminu z pediatrii (który mnie mocno przeczołgał). Wiedziałam, że w tym wieku porcje dla malucha są większe niż mój syn zjadał.
Oczywiście każde dziecko jest inne, nie zmuszam go by jadł na siłę, ale musiałam - po prostu musiałam - wiedzieć ile zjada.

Na koniec dodam jeszcze, że absolutnie nie spotkałam się z negatywnym odbiorem karmienia piersią w miejscach publicznych. Wręcz przeciwnie.
Karmiąc na uczelni w przerwie między wykładami spotkał mnie profesor z Prawa Rzymskiego, sam ma trójkę dzieci, żona jest pediatrą i oznajmił, że absolutnie nie muszę chodzić na wykłady mając w domu takiego malucha. W galeriach handlowych są pokoje do karmienia, z których często korzystałam, dzięki czemu mogłam cieszyć się długimi wiosennymi spacerami trwającymi nawet po 4-5 godzin. Karmiłam też w restauracjach, nikt nic nie powiedział. Zaznaczę też, że nie zmieniałam pieluch w restauracji przy stole :) była kiedyś o to afera w mediach. Moim zdaniem do tego służy toaleta :) nawet jeśli nie ma w niej przewijaka. Wierzcie mi - w powietrzu da się zrobić wszystko :)


Obsługa niemowlaka to skomplikowana sprawa, jednak warta zachodu. Po kilku trudnych chwilach nasz outcome obecnie jest następujący:
-maluch zjada posiłki o godzinie: 5.00 (mleko), 8.00 (mleko), 11.00 (kasza), 14.00 (obiad), 17.00 (kasza), 19.30 (mleko), oraz w nocy - różnie się budzi niestety - czasem np o 22.00 i o 1.30, czasem o 23.00 i 3.00,
-od 16 tygodnia zasypiał wieczorem sam w łóżeczku, potem nastąpił chwilowy regres w wieku 6 miesięcy i mały przez miesiąc spał z nami - już dłużej nie mogłam, wszystko mnie bolało, więc od początku musieliśmy go nauczyć zasypiania samemu w łóżeczku. Udało się. Zasypia sam.
- od 6 miesiąca życia nie ma już smoczka. Odstawiłam i już. Żałuję że w ogóle był wprowadzony, nawet jeśli był on używany tylko do zasypiania.
- od 6 miesiąca, gdy tylko zaczął siadać, zaczęliśmy go uczyć korzystania z nocnika. Wszystko odbyło się bez problemów, nauczył się, a ponieważ jest dużym chłopcem, to od ok. dwóch tygodni używamy nakładki sedesowej. Oczywiście wiąże się to z tym, że ja muszę siedzieć tam razem z nim i pilnować by nie spadł, ale myślę, że to żadne poświęcenie. Teraz "wpadki z pełną pieluchą" zdarzają się sporadycznie i to głównie z mojej winy, gdy zajęta czymś przegapię "ten moment". Poza tym licze na to, że syn zacznie kojarzyć do czego służy toaleta i w jakim celu tam siedzi na tronie :)


Na koniec dodam jedno. Podtrzymuję swoje zdanie, że edukacja, wiedza, świadomość są kluczowe, jednakże w razie odstępstw od reguł i książek nie ma co rozdzierać na sobie szat.
Pediatra na kursie oznajmiła, że jej 10-miesięczne dziecko odmówiło jedzenia jakiejkolwiek żywności dla niemowląt, zupek, papek i przecierków, gdyż zażyczyło sobie stołować się razem z całą rodziną i jeść to samo co oni. Więc maluch je ze wszystkimi np. żurek z kiełbasą.
Może być i tak. Świat się nie zawali.
Moim zdaniem ważne jest by kształtować dobre nawyki żywieniowe. A to wymaga edukacji, wiedzy i świadomości. :)

Edukacja, edukacja, edukacja..
Doświadczenie problemów z laktacją uświadomiło mi jak istotne jest to zagadnienie. Zamierzam w swojej przyszłej pracy poświęcać temu więcej uwagi i zwracać pacjentkom uwagę na edukację w zakresie karmienia piersią. Popieram absolutnie pracę doradców laktacyjnych. Uważam, że taką funkcję powinna pełnić większość położnych w oddziałach położniczych oraz położnych środowiskowych. I funkcja ta powinna być pełniona rzetelnie.
Polecam stronę:  http://kwartalnik-laktacyjny.pl/ oraz http://www.hafija.pl/
Pozdrawiam :)

Niebawem znów zrobi się medycznie i ginekologicznie :)