Bóg, jeśli istnieje, z pewnością śmieje się ze mnie na maxa.
Jeśli to On w całym swym poczuciu humoru zsyła mi te przygody, to ja mam ich serdecznie dość! Mam ochotę krzyczeć, wrzeszczeć do Niego i zadawać Mu pytania, na które i tak nie usłyszę odpowiedzi.
Dlaczego kurwa pierdolona mać Ja?! Dlaczego Ja?! Jestem słaba, mega słaba, co ja mogę?! Dlaczego wszystko mi komplikuje?!
Być może to jest jedyny sposób by stępić mój charakter. Być może kryje się za tym jakiś Wielki Plan, o którym nie mam pojęcia..
Wiem, że ludziom na prawdę walą się światy - ktoś umiera, ktoś traci zdrowie, a Ja- Egocentryczka - płaczę przez tydzień nad niezdanym egzaminem. Poprawka - płaczę nad sobą. Nad urażoną dumą, nad chorą ambicją i nad tym, że brak mi samozaparcia i talentu, że czuję się debilem. W tej rozpaczy zapominam o tym, że nikt inny tak o mnie nie myśli, ale to jest nieistotne. Najważniejszy jest mój żal, gniew i rozgoryczenie. Że jestem "Nie dość...zdolna/ sprytna/ inteligentna.." i tak dalej..
Jest jeszcze jeden żal. Niechcący zakochałam się trochę w kimś kto nie jest i nie może być mój. Toksyczne.
Na to jest tylko jeden lek: morphine dożylnie i wyjazd daleko stąd w Wielki Świat. To zawsze działa.
Chujowo zaczyna mi się okres życia, w którym jestem Nikim i mam nadzieję, że to beznadziejne zanurzenie w bagnie, do którego sama się wpędziłam, potrwa najwyżej dwa miesiące.
Wyjadę i wrócę tu za kilka tygodni by pozamykać niedokończone sprawy.
A potem spotkam się z Nim, choć nie jest mój i choć będzie bolało, bo teraz tylko z Nim chcę pić, palić i bawić się dopóki wystarczy nam sił.