poniedziałek, 31 grudnia 2012

49. W rozkroku

Witam, w rozkroku między tym co Stare i tym co Nowe.
Czas podsumowań, czas postanowień?
Postanawiam nie postanawiać ;)

Miniony rok nauczył mnie, że można sobie naplanować Ho Ho Ho, a potem i tak wszystko wychodzi na opak ;) Się pozmieniało..

Stażyści lubią mówić i pisać o stażu, o egzaminie, o marzeniach nt. specjalizacji. Ja lubiłam podniecać się myśleniem o Anglii i nawet ostatnio zdarzyło mi się zatęsknić. I pomyślałam sobie, że nie wiadomo kiedy znowu pojeżdżę po lewej stronie i nie wiadomo kiedy odwiedzę poczochrane wiatrem wzgórza Szkocji.
No trudno. Ktoś mnie tu skutecznie zatrzymał.
Poza tym jak sobie pomyślę o Żonie Pacjenta, z którą musiałam mieszkać pod jednym dachem i wyobrażę ją sobie jako reprezentantkę większości Anglików, to mi się niedobrze robi i już mi się odechciewa tam jechać ;]
A mój staż upływa błogo i bezboleśnie.
Jasne, że od czasu do czasu mój Wonderland zostaje upstrzony ludzką zawiścią, podłością, zazdrością, obślizgłą obelgą, kłamliwą plotką i tak dalej, ale nie pozwolę, żeby to zburzyło mój Stoicki Spokój. Ja po prostu jestem, nic złego nie zrobiłam, so it's not my problem.

Wczoraj dopadło mnie "myślenie wg ludu/ myślenie wg stażysty" czyli "O maj gad, a co jeśli.." i tu nastąpiła cała wiązanka na temat rezydentur itp itd. A dziś na trzeźwo pytam sama siebie "Po co..?" Po co mi to rozkminianie? Przecież nie planuję. Kto wie jak będzie?

A jeśli ktoś ma problem z tym drobnym faktem, że istnieję i jestem tam gdzie chcę - no cóż, I do not feer sorry at all.

Happy New Year Everybody!!! ;)

piątek, 14 grudnia 2012

48. Szpitalne życie

Każdy z nas ma jakieś tam mniej więcej wyobrażenie na temat tego jak to się w szpitalu pracuje i jak tam mija życie. Później rzeczywistość często bywa zaskakująca.

Po krótkiej nocy, podczas której spałam niewiele, ale za to intensywnie, próbowałam obudzić się kawą i mroźnym spacerem do pracy. Chwilę przed 8:00 czekałam na odprawę, a ponieważ jest piątek wszyscy odprawili się niezmiernie szybko. Później następuje magiczne 15 minut czarnej dziury, po odprawie, a przed obchodem, gdy nagle wszyscy się gdzieś rozbiegają, przepadają na chwilę i zupełnie nie wiadomo gdzie kogo znaleźć.
Obchód - wiadomo - gada się z pacjentami, daje zlecenia, decyduje co dalej albo kto do domu i kiedy mamy leniwy dzień w pracy, robimy wypisy, kogoś przyjmiemy i spadamy do domu. Ale tak jest rzadko ;]

Dziś skoczyłam do Poradni poprzyjmować z doktorem ludzi w ekspresowym tempie. Kiedy wróciłam do Kliniki sajgon w całej swej okazałości trwał nadal. Miałam zebrać dwa wywiady, a jeden z lekarzy od 9.00 do 11.30 chodził cały dzień z jedną historią choroby. Gdy wypisałam kogo trzeba, chciałam zapoznać się z tą nową, pogadać z nią i napisać ile to ona miała operacji i co jej właściwie dolega. I pojawiły się schody, bo z karty pacjentki zniknęła gdzieś kartka do zbierania wywiadu. Hm.. Hm.. Hm.. Idę więc do gościa i pytam, czy nie wie co się z tym świstkiem mogło stać, a on na to, że pacjentki w życiu na oczy nie widział. Hm.. Hm.. Hm.. Myślę sobie, ale jak to możliwe.. Przecież z papierów wynika, że dziś przed południem robił jej USG.. i pacjentki nie widział..?
:) no po prostu taki z niego sprytny gość! ;)

Weekend = wyśpię się :) jak cudownie! :))))

czwartek, 6 grudnia 2012

47. Doubts

Wszystko potoczyło się samo i ułożyło nie wiadomo jak.

Staż z psychiatrii mija bez rewelacji, bez newsów i bezboleśnie. Prawdę mówiąc to zaczęłam wpadać "w międzyczasie" na ginekologię, a właściwie to na położnictwo i patologię ciąży. I oczywiście na pierwszych dwóch cesarkach było mi słabo i robiło się ciemno przed oczami, ale w końcu jestem twarda i tak łatwo się nie dam, no nie? ;)
Przyznam też, że ostatnio z jakichś nieznanych mi powodów zaczęłam wątpić w tę całą ginekologię jako specjalizację odpowiednią dla mnie, ale jakiś dobry człowiek podpowiedział mi, że skoro tego najłatwiej i najprzyjemniej mi się uczyło, to powinnam się tego trzymać nawet jeśli wczoraj czy dziś chce mi się płakać i odnoszę wrażenie, że ta robota jest mega trudna. Cóż, nie od razu Rzym zbudowano..

Życie prywatne natomiast wywróciło się do góry nogami. I nie, nie chodzi mi o fajerwerki, motyle w brzuchu i takie tam. Żadnych romansów, historii rodem z Harlequin'a, żadnych płomiennie gorących podrywów.
Dzień po dniu ktoś mnie oswaja. Uczy zaangażowania, zaufania, cierpliwości. Dostaję mnóstwo czasu i otwartą furtkę, tak na wszelki wypadek.Coś nowego, coś innego..

Coś dobrego. Po prostu.