Oglądałam ostatnio film Sugar Man. Polecam. Niebanalna historia.
Ja i On mamy zupełnie odmienne gusta. Czy powodzenie związku dwojga ludzi zależy od tego jak wiele wspólnych zainteresowań ich łączy?
Wczoraj byliśmy na koncercie Jezus Maria Peszek. Doceniam artystkę, jej charyzmę i twórczość, ale jakoś chyba nie porywają mnie głośno wykrzykiwane - wyśpiewywane hasła sprzeciwu wobec religii albo patriotyzm rozumiany inaczej i wyrażany po swojemu. W każdym razie ja siedziałam twardo na sali w fotelu przytupując nogą, a on wyśpiewywał razem z artystką niemalże każdy wers każdej piosenki z nowej płyty. I siedząc tam zastanowiłam się przez chwilę, że może jednak różnimy się od siebie bardziej niż nam się wydaje? A może była to tylko moja zazdrość - że tej nocy zamiast mnie przyśni się mu ona? Bez wątpienia poszłam tam raczej dla niego niż dla samego koncertu.
Pewnego wieczoru on miał ochotę obejrzeć po raz trzydziesty legendarne Milczenie owiec. Taaa... Kto mnie zna ten wie, że thrillery, horrory i psychopaci to nie moja działka. Na Życiu Pi wyłam i szlochałam w kinie przez pół filmu. Okey, chce oglądać, niech ogląda, ja sobie pogram w gierkę na kompie. Wie dobrze, że ja nie chcę ani widzieć ani słyszeć żadnych tortur, patologii ani nic co może kogoś choćby trochę wystraszyć. Przynajmniej myślałam, że wie.. Bo nagle woła mnie zachwycony Zobacz teraz! Zobacz, zobacz! Odwracam się, a tam jakaś obleśna maska w słoiku, którą zakładał ten psychol jak mordował ludzi.
Wstrząsnęło mną z obrzydzenia, krzyknęłam, odwróciłam się i zamarłam.. A potem zatkałam dłonią usta, bo wiedziałam, że za chwilę wpadnę w jakiś spazmatyczny szloch.. No i wpadłam..
No co ja zrobię - boję się strasznie. Teraz już wie, że 90% filmów, które on lubi, będzie oglądał sam, beze mnie.
Podobnie jest z muzyką. Z książkami chyba też. I myślę, że z wieloma, wieloma innymi rzeczami.
Więc pytam: w jakim stopniu powodzenie w związku zależy od tego czy ma się podobne zainteresowania i lubi te same rzeczy?
A żeby było medycznie to opowiem wam jak cudowne potrafią być rodziny pacjentów..
Idę sobie w pracy korytarzem, który zwężał się w miejscu, gdzie zawsze stoi stragan ze słodyczami oraz automaty z kawą i napojami. Widzę, że na krześle siedzą dwie kobiety, stoi jakiś facet, a na środku korytarza jakiś ośmio-jedenastolatek, na oko BMI powyżej normy, popijający jakąś gorącą czekoladę. Facet, jak się za chwilę okazało ojciec chłopaka, gabarytowo nie lepszy od syna, zawodnik wagi ciężkiej.. Mijam ich i próbuję ominąć jakoś tego ojca, tego syna, więc wciskam się między dzieciaka i stragan z czekoladami. Przechodzę obok i słyszę za plecami:
-Przesuń się synu, bo te lekarki chodzą teraz takie wielkie jak....
Nie wyartykułuję tego co pomyślałam sobie w tamtej sekundzie. Odwróciłam się tylko i ani ojciec ani syn nie byli w stanie podnieść wzroku - nagle podłoga stała się niezmiernie ciekawym obiektem..
Dodam, że przy wzroście 167cm ważę 55 kg. Ważyłam się tydzień temu.
Eh... Buraczane pole..