Znacie to?
Sorry Polsko, ale stwierdzam, że macierzyństwo może stać się świetną podbudową do rozwoju feminizmu.
Są ludzie, którzy lubią usłyszeć "Ojojoj, jaki Ty jesteś biedny!" by pomyśleć, "Ojojoj, biedny jestem faktycznie." Muszę o tym napisać, bo coś mnie w środku zaraz trafi jeśli się nie uzewnętrznię.
Panowie. Wystarczy byście pracowali od 8.00 do 15.00 i pojeździli na kilka dyżurów w miesiącu, w trakcie których poprzyjmujecie pacjentów i trochę pośpicie - nie mówię o specjalizacjach zabiegowych, które potrafią całą noc operować na bloku ciężkie przypadki. Wystarczy tylko to, by ktoś nad Wami zaczął "Ojojjować". Po powrocie do domu nie musicie już robić w domu nic. Przy dziecku nic.
A ile kobieta musi zrobić by zacząć nad nią "Ojojjować".. Wstać sześć nocy w tygodniu po trzy razy i tak przez osiem, dziesięć, piętnaście miesięcy - tylko po to by nie zbudził Was płacz dziecka i byście rano w pracy mogli powiedzieć "A nasze dziecko w ogóle nie płacze! My w nocy śpimy!"
To: "My".. jest zwłaszcza dobijające...
W ciągu dnia, snując się jak cień za dzieckiem i zbierając wszystko co ono porozrzuca, próbować w tak zwanym międzyczasie zrobić pranie, zrobić obiad, zakupy, zetrzeć kurz i nakarmić Potomka minimum pięć razy dziennie.
A wieczorem, tuż przed 22.00, gdy dziecko zaśnie zadajecie najgłupsze pytanie na świecie: "Może obejrzymy jakiś film?"
Nikt również nie zacznie "Ojojjować" nad kobietą powracającą do pracy po urlopie macierzyńskim. Swoją drogą słowo "urlop" to w tym przypadku jakiś ponury żart.
Drodzy moi, dojeżdżając do pracy 150 km w jedną stronę, pracując jak każdy od poniedziałku do piątku, plus dwa popołudniowe dyżury i wracając z pracy do domu kolejne 150 km na weekend, co czekało mnie w domu? Obowiązek przejęcia opieki nad domem i dzieckiem przez weekend, bo przecież ja przez tydzień poza domem wypoczęłam, a pozostali domownicy w ciągu tygodnia opieką nad dzieckiem bardzo się zmęczyli i w weekend muszą odpocząć. Do tego sprzątanie w tym małym mieszkanku, w którym właściwie nawet nie mieszkałam. Innym bałagan już po prostu nie przeszkadzał. W niedzielę wieczorem, zasypiałam o 23.00, przez pięć godzin snu dziecko budziło mnie trzy razy, wstawałam koło 4.00-4.30 i ruszałam ponownie w trasę 150 km do pracy.
Czy ktoś nade mną "Ojojjował"?
Nie zrozumcie mnie źle, nie domagam się użalania nade mną czy stawiania pomnika wzorowej Matki Polki. Mi jest bardzo dobrze bez oklasków i dobrze mi bez "Ojojjowania". Wyznaję zasadę, że jeżeli jest praca do zrobienia, to pracę wykonuję, postąpić należy tak jak trzeba, wykonać najlepiej jak się potrafi i kropka. Nie potrzebuję medali.
Wkurza mnie tylko zwykła niesprawiedliwość tej sytuacji, wyolbrzymianie trudności sytuacji jednych i traktowanie naprawdę trudnych sytuacji innych jako normalność i nic nadzwyczajnego.
Wkurza mnie świadomość jak wiele kobiet może znajdować się w podobnej sytuacji.
sobota, 18 czerwca 2016
wtorek, 24 maja 2016
90. Najmądrzejsza lub najgłupsza
Skala mądrości i dyplomacji na jaką kobieta musi się w życiu zdobyć nieustannie mnie zaskakuje.
Jestem trochę za młoda by pamiętać skalę odcieni szarości z lat 80-tych. Wierzę, że w tamtym czasie mogło być niektórym ludziom trudno normalnie żyć. Nie mówić tego co się na prawdę myśli, milczeć, wówczas, gdy ma się ochotę całym sobą wyrazić sprzeciw przeciwko nieprawdzie czy niesprawiedliwości.
Zawsze wydawało mi się, że najważniejsze to wymagać od siebie, doskonalić się, poszerzać horyzonty i żyć w prawdzie z samym sobą i z innymi. Nie koloryzować rzeczywistości.
Aż tu nagle: Bang!
Obserwując zmiany jakie zachodzą w naszym kraju dotarło do mnie, że trzeba wykazać się nie lada odwagą by chcieć tu zostać i próbować normalnie żyć w zgodzie ze swoimi zasadami. Mądrością by umieć wytłumaczyć swoim dzieciom dlaczego dana norma postępowania jest słuszna, dlaczego łamanie jej jest złe, a przede wszystkim dlaczego niewłaściwe postępowanie nie spotyka się ze sprzeciwem lecz z milczącym przyzwoleniem. Oto dobra zagadka.
Ostatnio dotarło do mnie, że tego czego muszę zacząć wymagać od siebie to nauczyć się milczeć. W milczeniu akceptować to, z czym całym sercem się nie zgadzam. W milczeniu znosić postępowanie wbrew moim zasadom. W milczeniu być w to wszystko zaangażowana.
Muszę po prostu nauczyć się kłamać.
Znalazłam się w kręgu, w którym kłamstwo jest sposobem na wszystko. Ale nie duże kłamstwa, tylko małe, nieszkodliwe kłamstewka pod pozorem dobroci. Buntowałam się, owszem, głośno i z hukiem. Później, by nie zburzyć swojego życia, pomyślałam, że może jakoś jednym słowem, dyplomatycznie, spokojnym głosem, przemycę trochę prawdy. Moja szczera wypowiedź wywołała na twarzach słuchaczy wyraz przerażenia. Że można powiedzieć tak na prawdę, tak po prostu to co się myśli, nie zważając na nic.
I wtedy właśnie dotarło do mnie, że po drugiej stronie lustra znalazłam się w świecie, w którym nikt absolutnie nie mówi tego co tak na prawdę uważa. Przepięknie. Don Kichot walczy z wiatrakami.
Pozostaje mi tylko odpuścić. Zaakceptować fakt, że ja też jestem oszukiwana. W milczeniu słuchać i nie wierzyć w ani jedno słowo. I mieć nadzieję, że uda mi się nie przenieść tych nawyków na dzieci.
Mądrość i dyplomacja.
Powiększająca się rodzina, nieobecny mąż, prowadzenie domu, zakupy, sprzątanie, spotkania z majstrami, fachowcami, robotnikami.. Być tu, być tam, być w dwóch miejscach na raz.
Jedną ręką pchać wózek z dzieckiem, drugą dociskać w dole łokciowym zakrwawiony gazik.
Schodząc po schodach trzymać dziecko, plecak na plecach, torbę z laptopem, torebkę i zaciskać nogi, by w tej sekundzie na tych cholernych schodach nie zacząć rodzić.
Być w pracy i być z chorym dzieckiem w domu jednocześnie, mając w tym samym czasie zrobione zakupy, obiad ugotowany i posprzątane.
Wziąć głęboki oddech, albo dwa, by nie zwariować.
A może to właśnie jest przejaw głupoty? Może branie wszystkiego na siebie to nie odwaga ani męstwo, a czysta naiwność? Przecież za radzenie sobie dzielnie w życiu, samodzielność i niezależność nikt medali nie rozdaje.
Może mądre kobiety mając na głowie to wszystko jedyne co robią to wydają dyspozycje innym dookoła, a same leżą i pachną?
Może głupotą, a nie męstwem jest obecnie zostawać w tym kraju?
Jestem trochę za młoda by pamiętać skalę odcieni szarości z lat 80-tych. Wierzę, że w tamtym czasie mogło być niektórym ludziom trudno normalnie żyć. Nie mówić tego co się na prawdę myśli, milczeć, wówczas, gdy ma się ochotę całym sobą wyrazić sprzeciw przeciwko nieprawdzie czy niesprawiedliwości.
Zawsze wydawało mi się, że najważniejsze to wymagać od siebie, doskonalić się, poszerzać horyzonty i żyć w prawdzie z samym sobą i z innymi. Nie koloryzować rzeczywistości.
Aż tu nagle: Bang!
Obserwując zmiany jakie zachodzą w naszym kraju dotarło do mnie, że trzeba wykazać się nie lada odwagą by chcieć tu zostać i próbować normalnie żyć w zgodzie ze swoimi zasadami. Mądrością by umieć wytłumaczyć swoim dzieciom dlaczego dana norma postępowania jest słuszna, dlaczego łamanie jej jest złe, a przede wszystkim dlaczego niewłaściwe postępowanie nie spotyka się ze sprzeciwem lecz z milczącym przyzwoleniem. Oto dobra zagadka.
Ostatnio dotarło do mnie, że tego czego muszę zacząć wymagać od siebie to nauczyć się milczeć. W milczeniu akceptować to, z czym całym sercem się nie zgadzam. W milczeniu znosić postępowanie wbrew moim zasadom. W milczeniu być w to wszystko zaangażowana.
Muszę po prostu nauczyć się kłamać.
Znalazłam się w kręgu, w którym kłamstwo jest sposobem na wszystko. Ale nie duże kłamstwa, tylko małe, nieszkodliwe kłamstewka pod pozorem dobroci. Buntowałam się, owszem, głośno i z hukiem. Później, by nie zburzyć swojego życia, pomyślałam, że może jakoś jednym słowem, dyplomatycznie, spokojnym głosem, przemycę trochę prawdy. Moja szczera wypowiedź wywołała na twarzach słuchaczy wyraz przerażenia. Że można powiedzieć tak na prawdę, tak po prostu to co się myśli, nie zważając na nic.
I wtedy właśnie dotarło do mnie, że po drugiej stronie lustra znalazłam się w świecie, w którym nikt absolutnie nie mówi tego co tak na prawdę uważa. Przepięknie. Don Kichot walczy z wiatrakami.
Pozostaje mi tylko odpuścić. Zaakceptować fakt, że ja też jestem oszukiwana. W milczeniu słuchać i nie wierzyć w ani jedno słowo. I mieć nadzieję, że uda mi się nie przenieść tych nawyków na dzieci.
Mądrość i dyplomacja.
Powiększająca się rodzina, nieobecny mąż, prowadzenie domu, zakupy, sprzątanie, spotkania z majstrami, fachowcami, robotnikami.. Być tu, być tam, być w dwóch miejscach na raz.
Jedną ręką pchać wózek z dzieckiem, drugą dociskać w dole łokciowym zakrwawiony gazik.
Schodząc po schodach trzymać dziecko, plecak na plecach, torbę z laptopem, torebkę i zaciskać nogi, by w tej sekundzie na tych cholernych schodach nie zacząć rodzić.
Być w pracy i być z chorym dzieckiem w domu jednocześnie, mając w tym samym czasie zrobione zakupy, obiad ugotowany i posprzątane.
Wziąć głęboki oddech, albo dwa, by nie zwariować.
A może to właśnie jest przejaw głupoty? Może branie wszystkiego na siebie to nie odwaga ani męstwo, a czysta naiwność? Przecież za radzenie sobie dzielnie w życiu, samodzielność i niezależność nikt medali nie rozdaje.
Może mądre kobiety mając na głowie to wszystko jedyne co robią to wydają dyspozycje innym dookoła, a same leżą i pachną?
Może głupotą, a nie męstwem jest obecnie zostawać w tym kraju?
wtorek, 26 stycznia 2016
89. Inny punkt widzenia
Zawsze Drodzy Państwo istnieje inny punkt widzenia.
Właśnie teraz kiedy cała ta dyskusja o stawkach dla lekarzy, zarobkach rezydentów, powszechnie dostępnej opiece zdrowotnej, za którą oczywiście nie ma kto zapłacić, teraz kiedy problem nabiera coraz większego rozgłosu, wzbiera we mnie ochota by wyjechać ze swoja pracą gdzieś daleko stąd zostawiając cały ten zawodowy szum za sobą. Ale życie potoczyło się swoim rytmem, zaplanowane z góry, chyba gdzieś za moimi plecami. Życie konsekwentnie nie słuchało mojego sprzeciwu, nie godziło się na moje "Nie", natomiast uchwyciło się tylko jednego mojego "Tak" i to właśnie w tamtym momencie, kiedy stałam na rozdrożu, pchnęło mnie w stronę, w którą nigdy nie zmierzałam. A może tylko tak mi się wydawało? Może właśnie to jest to czego podświadomie pragnęłam najbardziej?
God bless online radio. Chociaż w brytyjskich stacjach tak wiele jest gadania i bełkotu, dużo więcej i dużo dłużej niż w Polskich stacjach, to jednak kiedy nie wie nikt, kiedy nikt nie słyszy łączę się z jakąś BBC Radio albo innym kanałem, by choć na chwilę przenieść się chociaż trochę bliżej tam.
Wyjazd do pracy 140 km od domu, od męża, od dziecka, uświadomił mi, że nigdy nie wyjadę bez bliskich na dłużej gdzieś daleko. Wiem, że nie ja jedna jestem w takiej sytuacji, ale to wcale nie pomaga. Na szczęście koniec tego wariactwa jest już bliski.
Przeczytałam artykuł o tym, że kobieta zawsze powinna mieć Plan B. Powinna.
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,139990,19533011,mariusz-szczygiel-chce-sie-jeszcze-niedopuszczalnie-i-zenujaco.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wysokieobcasy
Na dzień dzisiejszy nie mam planu B. I nie chodzi mi o ten styl życia opisany w artykule. Zdarzają się przecież w życiu sytuacje nieprzewidziane, zdarzenia losowe. A ja nie mam planu B.
Jest jeszcze jedna sprawa. Kobieta - zwłaszcza pracująca - nigdy nie przestaje być matką i gospodynią. Kobieta Pracująca nie ma prawa czuć się zmęczona po całym tygodniu pracy, nawet jeśli jest we wczesnej ciąży. Jazda samochodem również nie ma prawa jej męczyć, nawet jeśli wyjeżdża z domu o 5.30 rano. Nie ma prawa zasypiać za kierownicą samochodu jadąc do pracy kiedy świat budzi się do życia w promieniach wschodzącego słońca.
Kobieta Pracująca nie może odespać w weekend, ponieważ jest również Matką, która musi wstać razem z dzieckiem o 6.00 rano, bo butelka z mlekiem sama się nie zrobi, a pielucha ciężka od moczu po całej nocy sama się nie zmieni. Prawdą jest, że Kobieta Pracująca musi być bardziej zorganizowana. Musi pomyśleć, zaplanować, co kupić wracając z pracy, by dziecko zdrowo jadło. By cokolwiek jadło. Matka-Kobieta Pracująca nie narzeka, nie skarży się, nie oczekuje, nie wymaga od innych, bo nie ma takiego prawa. Nikt jej go nie udzielił. Może starać się dopilnować, by dziecku nikt powtórnie nie założył body obsikanego dzień wcześniej, ale nie zawsze się to uda. W pracy Matka-Kobieta Pracująca-Kobieta Ciężarna pracuje tak samo jak wszyscy inni, bo niby czemu miałaby pracować mniej? Gorzej? Wolniej? W domu musi dopilnować by podłoga była choć trochę bardziej czysta niż zazwyczaj zwłaszcza teraz, kiedy dziecko raczkuje, natomiast toaleta musi być umyta i zdezynfekowana, bo dziecko uczy się z niej korzystać i na przemian trzyma się siedziska i wkłada rączki do buzi.. Kobieta musi o tym wszystkim pomyśleć. Kobieta Pracująca-Matka w domu nie usiądzie, nie poczyta, nie pomarzy o karierze naukowej, bo dziecko akurat uczy się chodzić i jedyne o czym marzy, to być trzymane za ręce i być tak prowadzane 10 metrów w jedną i 10 metrów w drugą stronę po 10 razy, 20 razy, 30 razy... A Kobieta Pracująca-Matka odmówi czegoś sobie, dziecku nie odmówi nigdy.
I nieistotne jest jak bardzo będziesz się starać. W powszechnym odbiorze społecznym jeśli coś będzie źle to i tak będzie to wina Matki. Przecież nikt w pierwszym odruchu nie powie: "Co za Ojciec?! Gdzie był Ojciec?!". Jeśli dziecko będzie miało za małe, czy za lekkie ubranie, pierwsza myśl to "Ale matka je ubrała..!", jeśli będzie marudne czy głodne, większość pomyśli "Czemu matka o to nie zadbała..!"..
Niedługo staże kierunkowe. Noworodki. Choroby wewnętrzne. Chirurgia. I znowu chwila przerwy w pracy. Niby ciąża 14 tygodniowa, a brzuch już widać.
Nie mam planu B. Teraz z dzieckiem, później z dwójką, nie mam planu B. I nie będzie łatwo, gdyż się nie rozdwoję. Dodatkowa praca, jakakolwiek praca, zawsze odbywać się będzie kosztem kontaktu z dzieckiem.
I chyba nie istnieje dobra odpowiedź na pytanie: ile czasu Kobieta mogłaby poświęcić pracy tak, by dzieci na tym nie ucierpiały?
Właśnie teraz kiedy cała ta dyskusja o stawkach dla lekarzy, zarobkach rezydentów, powszechnie dostępnej opiece zdrowotnej, za którą oczywiście nie ma kto zapłacić, teraz kiedy problem nabiera coraz większego rozgłosu, wzbiera we mnie ochota by wyjechać ze swoja pracą gdzieś daleko stąd zostawiając cały ten zawodowy szum za sobą. Ale życie potoczyło się swoim rytmem, zaplanowane z góry, chyba gdzieś za moimi plecami. Życie konsekwentnie nie słuchało mojego sprzeciwu, nie godziło się na moje "Nie", natomiast uchwyciło się tylko jednego mojego "Tak" i to właśnie w tamtym momencie, kiedy stałam na rozdrożu, pchnęło mnie w stronę, w którą nigdy nie zmierzałam. A może tylko tak mi się wydawało? Może właśnie to jest to czego podświadomie pragnęłam najbardziej?
God bless online radio. Chociaż w brytyjskich stacjach tak wiele jest gadania i bełkotu, dużo więcej i dużo dłużej niż w Polskich stacjach, to jednak kiedy nie wie nikt, kiedy nikt nie słyszy łączę się z jakąś BBC Radio albo innym kanałem, by choć na chwilę przenieść się chociaż trochę bliżej tam.
Wyjazd do pracy 140 km od domu, od męża, od dziecka, uświadomił mi, że nigdy nie wyjadę bez bliskich na dłużej gdzieś daleko. Wiem, że nie ja jedna jestem w takiej sytuacji, ale to wcale nie pomaga. Na szczęście koniec tego wariactwa jest już bliski.
Przeczytałam artykuł o tym, że kobieta zawsze powinna mieć Plan B. Powinna.
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,139990,19533011,mariusz-szczygiel-chce-sie-jeszcze-niedopuszczalnie-i-zenujaco.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wysokieobcasy
Na dzień dzisiejszy nie mam planu B. I nie chodzi mi o ten styl życia opisany w artykule. Zdarzają się przecież w życiu sytuacje nieprzewidziane, zdarzenia losowe. A ja nie mam planu B.
Jest jeszcze jedna sprawa. Kobieta - zwłaszcza pracująca - nigdy nie przestaje być matką i gospodynią. Kobieta Pracująca nie ma prawa czuć się zmęczona po całym tygodniu pracy, nawet jeśli jest we wczesnej ciąży. Jazda samochodem również nie ma prawa jej męczyć, nawet jeśli wyjeżdża z domu o 5.30 rano. Nie ma prawa zasypiać za kierownicą samochodu jadąc do pracy kiedy świat budzi się do życia w promieniach wschodzącego słońca.
Kobieta Pracująca nie może odespać w weekend, ponieważ jest również Matką, która musi wstać razem z dzieckiem o 6.00 rano, bo butelka z mlekiem sama się nie zrobi, a pielucha ciężka od moczu po całej nocy sama się nie zmieni. Prawdą jest, że Kobieta Pracująca musi być bardziej zorganizowana. Musi pomyśleć, zaplanować, co kupić wracając z pracy, by dziecko zdrowo jadło. By cokolwiek jadło. Matka-Kobieta Pracująca nie narzeka, nie skarży się, nie oczekuje, nie wymaga od innych, bo nie ma takiego prawa. Nikt jej go nie udzielił. Może starać się dopilnować, by dziecku nikt powtórnie nie założył body obsikanego dzień wcześniej, ale nie zawsze się to uda. W pracy Matka-Kobieta Pracująca-Kobieta Ciężarna pracuje tak samo jak wszyscy inni, bo niby czemu miałaby pracować mniej? Gorzej? Wolniej? W domu musi dopilnować by podłoga była choć trochę bardziej czysta niż zazwyczaj zwłaszcza teraz, kiedy dziecko raczkuje, natomiast toaleta musi być umyta i zdezynfekowana, bo dziecko uczy się z niej korzystać i na przemian trzyma się siedziska i wkłada rączki do buzi.. Kobieta musi o tym wszystkim pomyśleć. Kobieta Pracująca-Matka w domu nie usiądzie, nie poczyta, nie pomarzy o karierze naukowej, bo dziecko akurat uczy się chodzić i jedyne o czym marzy, to być trzymane za ręce i być tak prowadzane 10 metrów w jedną i 10 metrów w drugą stronę po 10 razy, 20 razy, 30 razy... A Kobieta Pracująca-Matka odmówi czegoś sobie, dziecku nie odmówi nigdy.
I nieistotne jest jak bardzo będziesz się starać. W powszechnym odbiorze społecznym jeśli coś będzie źle to i tak będzie to wina Matki. Przecież nikt w pierwszym odruchu nie powie: "Co za Ojciec?! Gdzie był Ojciec?!". Jeśli dziecko będzie miało za małe, czy za lekkie ubranie, pierwsza myśl to "Ale matka je ubrała..!", jeśli będzie marudne czy głodne, większość pomyśli "Czemu matka o to nie zadbała..!"..
Niedługo staże kierunkowe. Noworodki. Choroby wewnętrzne. Chirurgia. I znowu chwila przerwy w pracy. Niby ciąża 14 tygodniowa, a brzuch już widać.
Nie mam planu B. Teraz z dzieckiem, później z dwójką, nie mam planu B. I nie będzie łatwo, gdyż się nie rozdwoję. Dodatkowa praca, jakakolwiek praca, zawsze odbywać się będzie kosztem kontaktu z dzieckiem.
I chyba nie istnieje dobra odpowiedź na pytanie: ile czasu Kobieta mogłaby poświęcić pracy tak, by dzieci na tym nie ucierpiały?
Subskrybuj:
Posty (Atom)