Skala mądrości i dyplomacji na jaką kobieta musi się w życiu zdobyć nieustannie mnie zaskakuje.
Jestem trochę za młoda by pamiętać skalę odcieni szarości z lat 80-tych. Wierzę, że w tamtym czasie mogło być niektórym ludziom trudno normalnie żyć. Nie mówić tego co się na prawdę myśli, milczeć, wówczas, gdy ma się ochotę całym sobą wyrazić sprzeciw przeciwko nieprawdzie czy niesprawiedliwości.
Zawsze wydawało mi się, że najważniejsze to wymagać od siebie, doskonalić się, poszerzać horyzonty i żyć w prawdzie z samym sobą i z innymi. Nie koloryzować rzeczywistości.
Aż tu nagle: Bang!
Obserwując zmiany jakie zachodzą w naszym kraju dotarło do mnie, że trzeba wykazać się nie lada odwagą by chcieć tu zostać i próbować normalnie żyć w zgodzie ze swoimi zasadami. Mądrością by umieć wytłumaczyć swoim dzieciom dlaczego dana norma postępowania jest słuszna, dlaczego łamanie jej jest złe, a przede wszystkim dlaczego niewłaściwe postępowanie nie spotyka się ze sprzeciwem lecz z milczącym przyzwoleniem. Oto dobra zagadka.
Ostatnio dotarło do mnie, że tego czego muszę zacząć wymagać od siebie to nauczyć się milczeć. W milczeniu akceptować to, z czym całym sercem się nie zgadzam. W milczeniu znosić postępowanie wbrew moim zasadom. W milczeniu być w to wszystko zaangażowana.
Muszę po prostu nauczyć się kłamać.
Znalazłam się w kręgu, w którym kłamstwo jest sposobem na wszystko. Ale nie duże kłamstwa, tylko małe, nieszkodliwe kłamstewka pod pozorem dobroci. Buntowałam się, owszem, głośno i z hukiem. Później, by nie zburzyć swojego życia, pomyślałam, że może jakoś jednym słowem, dyplomatycznie, spokojnym głosem, przemycę trochę prawdy. Moja szczera wypowiedź wywołała na twarzach słuchaczy wyraz przerażenia. Że można powiedzieć tak na prawdę, tak po prostu to co się myśli, nie zważając na nic.
I wtedy właśnie dotarło do mnie, że po drugiej stronie lustra znalazłam się w świecie, w którym nikt absolutnie nie mówi tego co tak na prawdę uważa. Przepięknie. Don Kichot walczy z wiatrakami.
Pozostaje mi tylko odpuścić. Zaakceptować fakt, że ja też jestem oszukiwana. W milczeniu słuchać i nie wierzyć w ani jedno słowo. I mieć nadzieję, że uda mi się nie przenieść tych nawyków na dzieci.
Mądrość i dyplomacja.
Powiększająca się rodzina, nieobecny mąż, prowadzenie domu, zakupy, sprzątanie, spotkania z majstrami, fachowcami, robotnikami.. Być tu, być tam, być w dwóch miejscach na raz.
Jedną ręką pchać wózek z dzieckiem, drugą dociskać w dole łokciowym zakrwawiony gazik.
Schodząc po schodach trzymać dziecko, plecak na plecach, torbę z laptopem, torebkę i zaciskać nogi, by w tej sekundzie na tych cholernych schodach nie zacząć rodzić.
Być w pracy i być z chorym dzieckiem w domu jednocześnie, mając w tym samym czasie zrobione zakupy, obiad ugotowany i posprzątane.
Wziąć głęboki oddech, albo dwa, by nie zwariować.
A może to właśnie jest przejaw głupoty? Może branie wszystkiego na siebie to nie odwaga ani męstwo, a czysta naiwność? Przecież za radzenie sobie dzielnie w życiu, samodzielność i niezależność nikt medali nie rozdaje.
Może mądre kobiety mając na głowie to wszystko jedyne co robią to wydają dyspozycje innym dookoła, a same leżą i pachną?
Może głupotą, a nie męstwem jest obecnie zostawać w tym kraju?