sobota, 20 października 2012

41. One last dance

Po pewnym okresie blogowej abstynencji spowodowanej ogarnianiem rozdwojonej rzeczywistości, wracam do normalnego życia. Na szczęście! ;)

Wczorajsza uroczystość wręczenia dyplomów zaskoczyła mnie pozytywnie miło. Okazało się, że poza kilkoma wyjątkami, nasz rok był bardzo zgrany, a ludzie chętnie współpracowali ze sobą przez całe 6 lat - to rzadkość na kierunkach medycznych ;) Pani Dziekan na szczęście miała za co dziękować naszemu rocznikowi oraz konkretnym osobom, które udzielały się w organizacjach studenckich. Uroczystość podsumowaliśmy gromkimi, w pełni zasłużonymi przez nas, niecichnącymi oklaskami ;) Jednym słowem było super :) Udało się! Przeżyliśmy te sześć lat! ;) No bo kto jak nie my?? :)

Wieczorem natomiast wszyscy szalenie bawiliśmy się na balu - powiedziałabym, że do białego rana ;) Ja od siebie mogę wyznać kilka grzechów: po pierwsze - przywdziawszy kilkunastocentymetrowe szpilki zapoznawałam wdzięcznie przyjaciół z naszym nowym znajomym słowami ''Proszę, poznajcie się ze Stockiem'' ;) po drugie - przypadkiem wzięłam udział w konkursie tańca :D po trzecie - poszłam na bal oczywiście sama i oczywiście odbiłam komuś partnera do tańca, jakże mogłoby być inaczej ;] po czwarte - wyszłam z balu na samym końcu, czyli o czwartej ;) po piąte - zostałam wrobiona w prowadzenie pociągu przez całą salę.. po szóste - wstałam o 7:00 rano ;|
To są tylko moje małe, nieszkodliwe grzeszki ;) Reszta niech pozostanie tajemnicą ;)

Powiem Wam tylko, że było warto! Bardzo warto! ;)
A teraz pozwólcie, że spróbuję kimnąć chwilkę, bo wieczorem oczywiście jadę w świat - do wawy, na konferencję nt.możliwości pracy lekarzy w UE i oczywiście wrócę w niedzielę o północy, a w poniedziałek nowy tydzień i nowy dzień w pracy :)
Wyśpię się chyba dopiero po śmierci ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz