Za oknem mizerny śnieg. Dawno już nie pamiętam takiej zimy jak w dzieciństwie, ze śniegiem po kolana, kiedy można było toczyć ogromne kule śniegowe i ulepić dwumetrowego bałwana.. O igloo nie wspominam nawet.
Pierwsza prawnicza sesja w toku. Od macierzyństwa dzielą mnie już bardziej dni niż tygodnie.
Sesja trwa, mój mózg odżywa. Uruchamia się jakby na nowo, przeżywa swoje odrodzenie niczym feniks z popiołów. Mogę nie spać. Mogę spać 4-5 godzin, mogę iść spać o pierwszej i wstać o piątej. Czuję się jak superbohater komiksu, który nabiera supermocy.
I dziękuję Bogu, że jestem "stara". Tak.
Że nie jestem wystraszoną dziewiętnastolatką na pierwszym roku. Przez pryzmat doświadczeń wszystko co niby już znane smakuje na nowo, inaczej. Dojrzewanie, dojrzałość, świadomość dojrzałości i jej rozwijanie to jeden, wielki, wspaniały dar.
Dziękuję Bogu, że nie jestem dziewiętnastolatką, której samoakceptacja zależy od aprobaty rodziców. Już nie. Na szczęście można z tego wyrosnąć.
Na wiadomość o tym, że zaczynam studiować Prawo prawie nikt nie zareagował pozytywnie. Większość wrzuciła to do kategorii "kaprys", "zachcianka", "wybryk" kwitując to słowami "po co ci to", "chyba nie myślisz, że skończysz te studia", "to już nie będziesz lekarzem?", "nie będziesz robić specjalizacji?". Negacja, negacja, negacja.
Tylko trzy osoby zareagowały pozytywnie.
Mąż - (raz jeszcze) dzięki Bogu! Jest moim sponsorem :)
Ojciec chrzestny - lekarz i manager,
Moja przyjaciółka ex-współlokatorka - nie zdziwiła się, gdy jej powiedziałam, stwierdziła, że to do mnie pasuje, coś w stylu "właściwy człowiek na właściwym miejscu".
I zastanawiam się dlaczego tak jest???
U progu macierzyństwa zastanawiam się dlaczego wymagania rodziców wobec dziecka na temat nauki, rozwoju i samokształcenia skończyły się właściwie w momencie dostania się na pierwszy rok studiów zaraz po maturze? W wieku 19 lat. Potem jedynie oczekiwanie aby te studia skończyć, na stałym poziomie, bez nacisków. Bez oczekiwania by robić coś jeszcze, coś poza tym.
Z sześciu lat studiów cztery spędziłam ucząc się trzech różnych języków, chodząc na lekcje wieczorami, "po godzinach". Nie pamiętam jakie nastawianie mieli najbliżsi do mojej nauki hiszpańskiego, czy włoskiego, ale jeśli w stylu "po co ci to" to cieszę się, że to do mnie nie docierało i że tego nie pamiętam. Najwyraźniej moje stawianie sobie wymagań i podnoszenie poprzeczki uważano za zbędny wysiłek. No bo po co? Czy ktoś mnie zmusza?
No właśnie.
A czy trzeba się w ogóle zmuszać do tego by się rozwijać? Czy nie można po prostu chcieć?
Nie chcę zatrzymać się w rozwoju na etapie dziewiętnastolatki z pierwszego roku studiów. Chcę więcej. Nie chcę być tylko lekarzem. Chcę być WSZYSTKIM na raz. To źle?
Z całym szacunkiem, ale lekarze w większości są ograniczeni. Najpierw ograniczeni przekonaniem o swojej wyjątkowości, potem ograniczeni ogromem nauki na studiach, później ograniczeni bufonadą i poczuciem swej boskości. Mało kto zajmuje się czymś ponad swoją pracę.
Nie oceniam, nie każę wszystkim by byli znawcami sztuki, muzyki klasycznej czy czegoś tam jeszcze. Chcę by można było porozmawiać o czymś więcej niż tylko o medycynie.
Chcę więcej. Od siebie, od świata. Chcę znać innych ludzi, rozmawiać na inne tematy, dowiadywać się nowych, zaskakujących rzeczy, rozumieć świat lepiej, obserwować dokładniej, wnikliwiej. Chcę widzieć więcej. Czy to źle?
Lubiłam swoje zorganizowane dni na studiach, lubiłam nawał pracy, a im więcej jej było tym lepiej. Później poszłam na staż. I to był najgorszy rok. Zmarnowany rok, ponieważ chodziłam tylko do pracy, wypełniałam obowiązki stażysty i nie robiłam nic poza tym. Stracony rok. Nie nauczyłam się niczego nowego w żadnej nowej dziedzinie. Mój mozg wygasł jak stary wulkan, zwolniłam tempo. Na stażu ma się 26-27 lat i zastanawiałam się czy tak ma wyglądać kolejne czterdzieści lat mojego życia? To już koniec? Nie dowiem się już nic więcej???
Skrzydła wróciły na chwilę, gdy pracowałam na ginekologii. To było coś! Ale kiedy dowiedziałam się o ciąży i wiedziałam, że czeka mnie 18 miesięcy w domu stwierdziłam, że tego nie zniosę. Ja muszę robić "coś jeszcze".
Pamiętam jak czytając "Samotność w sieci" przeczytałam o tym kim jest Wiśniewski i co osiągnął. Pozazdrościłam mu. Zainspirował mnie. Można? Można.
Just dare to do it!
P.S. Mając niecałe dwadzieścia osiem lat zaczynam odkrywać swoją wartość jako człowieka i dopuszczam do siebie myśl o tym, że jestem Kimś. Zaczynam wierzyć, że nie jestem głupia, że zasługuję na lepszą ocenę niż niedostateczny. Czy to cecha studiów medycznych, że trzeba dwój nastawiać, czy na innych kierunkach rozdają czwórki i piątki na prawo i lewo? A może to kwestia dojrzałości właśnie..
P.S.2. Nasz syn będzie miał przechlapane.. Rodzice z doświadczeniem na poziomie studiów wyższych w dziedzinach: medycyna, stomatologia, psychologia, informatyka i prawo...
Na moje pytanie co z niego wyrośnie, mąż zaproponował, że jak go nie będziemy lubić to damy go na polityka ;)
Gratuluje odwagi - w pełni się zgadzam z tym iż ograniczeniami powinny być nasze chęci a nie spojrzenie na dany temat innych.
OdpowiedzUsuńCo prawda mam inne spojrzenie na koleje życia, czekam na tę chwilę w życiu kiedy będę mieć naprawdę wolny czas ale jak najbardziej rozumiem twoje podejście .
Ja czekam na tę chwilę by po pracy móc nie robić nic, wyjść z pracy w piątek o 16 i do 8 w poniedziałek wszystkie czynności były w pełni dowolne- mogę poczytać, podłubać w garażu itd ale nie muszę, brak jest ustalonego schematu bo mogę też bezmyślnie walnąć się na kanapie.
Kiedy ona nadejdzie - nie wiem .
Studia są momentami takim czasem, kiedy można uzyska chwilę beztroskości ale są za to inne ograniczniki pasji.
Ale znam (chyba) namiastkę Twojego przywiązania do aktywności - bo moja żona przez pierwsze tygodnie wakacji nie możne znieść tego , że przez brak ścisłego harmonogramu dzień mijaj jej za szybko .
Pozdrawiam i życzę porodu bez komplikacji i wspaniałych chwil macierzyństwa
Monisia dobrze napisane i ciesze się że zaczynasz tak dobrze na wszytsko patrzeć ;) ps. ja tez uwazam ze prawo to dobry pomysł ;) zawsze jest nas juz 4 ;)
OdpowiedzUsuńPopieram pomysł połączenia medycyny z prawem! Więc jestem 5! :P A tak na poważnie w Twoim poście i Twoich przekonaniach odnalazłam siebie. Cieszę się, że jestem na tych studiach - oczywiście, ale od sierpnia towarzyszy mi myśl, aby robić coś więcej i nie stać w miejscu. Dlaczego mam tylko studiować i potem tylko leczyć? Chciałabym się rozwijać, bo właśnie chciałabym być wszystkim. Dzięki za ten post, dużo mi dał! :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze- gratulacje Synka
OdpowiedzUsuńPo drugie- pięknie napisane, gratulacje ambicji :) jak zapisalam się na hiszpański, cała moja rodzina kręciła nosami, po co mi to. Ale ja też chcę wiedzieć więcej i więcej! Prawo jest bardzo ciekawe, ucz się, ucz, bo jak będę potrzebować pomocy, to...
Po trzecie-... to o nią zapytam, bo tak się składa, że się znamy ze studiów :) wprawdzie byłam z Wami tylko dwa lata, ale na fejsie znajomość jest :P
Po czwarte- dodając coś od siebie- myślę, że w jednym nie do końca masz rację- uważam, że akurat lekarze są taką grupą zawodową, która ciągle podnosi sobie poprzeczkę i wciąż ma głód wiedzy na różne tematy. Albo w moim otoczeniu są sami tacy ludzie :) muszę powiedzieć, że takie otoczenie niejako wymusza posiadanie pozamedycznych zainteresowań. To, że lekarze są części bufonami o zawyżonym ego niczego nie wyklucza :D
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Edyta
Oceniasz
OdpowiedzUsuńMusisz miec straszne kompleksy ,niesmaowicie wspolczuje