Przypomniała mi się taka historia, nijak nie pasująca do aktualnej pory roku.
Zima. Dom jednorodzinny. Z powodu uczulenia dziecka na pierze papug, klatka z ptakami została przeniesiona do łazienki. Domownicy lubili częste kąpiele w gorącej wodzie. W łazience znajdował się piecyk ogrzewający wodę, ale ponieważ znajdował się również kanał wentylacyjny nikt nie obawiał się, że w piecyku może następować niepełne spalanie CO2. Do czasu.
Pewnego wieczora, po kąpieli zażytej przez któregoś z kolei domownika padła jedna z papużek falistych. Nie wzbudziło to niczyich podejrzeń aż do momentu, w którym w niedługim czasie padła druga papużka. Dwa zgony skojarzono z powracającymi bólami głowy domowników i zaczęło się krótkie lecz owocne dochodzenie.
Winowajcą okazały się kawki, których gniazdo założone w kanale wentylacyjnym skutecznie utrudniało dopływ świeżego powietrza.
Tak, wiem. Historia wprost mrożąca krew w żyłach. Biedne papugi poświęciły swoje życie dla ratowania podtruwających się tlenkiem węgla właścicieli.
Ciekawe natomiast wydały się mi pytania jakie pojawiły się w mojej głowie, gdy przypomniała mi się ta historia..
Jakie jest powinowactwo CO do krwinek czerwonych papużek falistych? Jak się ma ono do powinowactwa CO do Hb człowieka?
Jakie stężenie we krwi ptaka musi osiągnąć CO, żeby stało się ono śmiertelne dla domowego zwierzaka? Czy słusznie połączono fakt zgonu papużek z przypuszczeniem wydzielania się CO?
Wiem, marny ze mnie Sherlock. Razi taniochą i kiepskim kryminałem ;)
Może papużki padły szybciej bo są mniejsze, mają mniej krwi, mniejsze rezerwy tlenowe i szybciej doszło do zatrucia?
OdpowiedzUsuńI szybszy metabolizm? ;)
UsuńObie propozycje wydają się mi logiczne , mechanizm podwójnego oddychania również zwiększa dyfuzję CO do krwioobiegu
Usuń