Okey.. Zaczęłam uczyć się do LEKu. Mam za sobą dopiero jedno podejście, więc jeszcze wszystko przede mną.
Na specjalizację przeze mnie wybraną nie jest łatwo się dostać, ale z drugiej strony coraz częściej zastanawiam się czy w ogóle warto..?
Na razie siedzę i rozkminiam testy - są takie pytania, których nie powinni zadawać, bo odpowiedzi są niejednoznaczne, ale w sumie to co ja tam wiem..?
Opadły mi emocje związane z wyścigiem po punkty na LEKu, zaczęło mi to wisieć, a gdy ktoś mnie o to pyta wzruszam ramionami. Celowo i skutecznie nie widuję się z nikim ze stażystów, żeby nie wchodzić na temat specjalizacji i rezydentur. Będę kim będę, whatever.. Przecież to będzie tylko od 8.00 do 15.00, bo i tak ważniejsze dla mnie jest wszystko to co będzie czekać na mnie w domu ;)
W dodatku dostałam niedawno złotą radę od kogoś kto przeżył już prawie 30 lat w lekarskim małżeństwie: "Kiedy jedno z was więcej pracuje, drugie powinno mieć mniej absorbującą specjalizację, tak żeby móc spędzać więcej czasu z dziećmi. Zobaczysz.." I ja już wiem na kogo to wypadnie.. Na tego bęc..
Wspomnę jeszcze, że czas urlopu wykorzystałam standardowo jak każdy szanujący się typowy Polak - na sprzątaniu i pracy tak, żeby po urlopie wrócić jeszcze bardziej zmęczona niż, gdy na niego się wybierałam.
Paradoksalny jest w Polsce tytuł urlopu wpisywany w papiery "Urlop wypoczynkowy" :D No nie dla każdego ;)
Im bliżej leku tym mniejszą ochotę mam do niego się uczyć:/
OdpowiedzUsuń