Nie chcę wprowadzać wydumanej statystyki, kłamliwej, takiej ściągniętej z sufitu, ale dziewięć na dziesięć kobiet przychodzących na ginekologię do planowanych zabiegów jest w pełni zdrowa, ewentualnie są pod kontrolą specjalistyczną choćby z powodu początków cukrzycy. Jedna na dziesięć naprawdę "coś" ma.
Dziś trafiła mi się jedna na dziesięć. Ale zacznę od tego, że cały dzień dosłownie nie miałam chwili żeby usiąść. Albo było tyle pracy, albo ktoś mnie wykorzystuje. W każdym razie starałam się wyrabiać z robotą, skończyć wypisy, zajrzeć na blok porodowy, nie zemdleć przy porodzie i odbierać wszystkie telefony z innych oddziałów. O 13.00 nie miałam siły wstać z krzesła, a jeszcze czekała przede mną historia pacjentki do zbadania. "Nie ma co, trzeba iść." pomyślałam. Pacjentka oprócz tego, że miała wadę zastawki mitralnej, nie przyznała się, że "coś wyszło" przy badaniu piersi. Zbadałam, "coś" wielkości dużego winogrona w jednej z piersi. Hm... Później już dowiedziałam się, że ordynator o tym wie i że ochrzaniła delikatnie pacjentkę za bagatelizowanie sprawy. Czeka ją skierowanie do specjalisty. Ale czy pójdzie?
Nauka dla mnie: choćbym padała na twarz lub zasypiała na stojąco - myśleć o wszystkim, badać wszystko, nie pomijać niczego.
Ostatnio też pojechałam po 21 do szpitala wziąć udział w porodzie fizjologicznym. Ciągle uczę się oceniać szyjkę i ile jest rozwarcia. Dziś też był fizjologiczny, obie Panie wieloródki, po pęknięciu pęcherza płodowego poród ładnie przyspieszał i maluchy rodziły się bardzo szybko, bez nacinania krocza. Wcześniej w tamtym nocnym porodzie, po urodzeniu dziecka łożysko u pacjentki ładnie się oddzielało, więc pokazano mi jak je dobrze wydobyć i ocenić jego wygląd. Po tamtym nocnym porodzie do domu wróciłam kiedy w radiu zaczynały się właśnie wiadomości o godz. 1:00 w nocy.
No cóż, trzeba - żeby się nauczyć.
PS. Czasem mam wrażenie, że ktoś na moich potknięciach próbuje wypaść lepiej. I to nie pierwszy raz odkąd tu jestem..
Dziś skrótami myślowymi opisując poród, amniotomię określiłam słowami "położna zrobiła dziurkę", co spotkało się z gromką salwą śmiechu i odpowiedzią, że położna zrobiła amniocentezę.
Zaśmiałam się również, choć nie bez zawstydzenia, bo pomyślałam, że pojęcia mi się pomieszały, ale wróciłam do domu i sprawdziłam. Amniotomia to jedno, amnioskopia to drugie, a amniocenteza to trzecie.
Ciocia wikipedia poucza, że Bręborowicz używa zamiennie słów amniopunkcja i amniocenteza, natomiast Troszyński używa słowa amniocenteza jako synonimu amniotomii.
Jak dla mnie amniocenteza to nie amniotomia.
Szczerze? Wkurwia mnie robienie ze mnie pajaca po to żeby było śmiesznie..
Here we go:
Amniocentesis (also referred to as amniotic fluid test or AFT) is a medical procedure in which a small amount od amniotic fluid, which contains fetal tissues, is sampled from theamnion or amniotic sac surrounding a developing fetus, and the fetal DNA is examined for genetic abnormalities.
Artificial rupture of membranes (AROM), also known as an aniotomy, may be performed by a midwife or obstetrician to induce or accelerate labor. The membranes may be ruptured using a specialized tool, such as an amniohook or amnicot, or they may be ruptured by the proceduralist's finger.
Eh.. I na koniec dnia myślę sobie "K..wa.."...
W końcu doczekałem się bloga pisanego nie przez lekarza w trakcie specjalizacji z anestezjologii / anestezjologa / lekarza/studenta chcącego się specjalizować w anestezjologii. :)
OdpowiedzUsuń