Hazard uzależnia. Adrenalina uzależnia.
Można spędzić noc na dyżurze przyjmując pacjentów, a po krótkim śnie w trybie interwałowym skoczyć na równe nogi nad ranem, by o 5.00 rano działać na bloku operacyjnym. A później o 8.30.. Później o 12.00.. Jeszcze później o 16.00.. Można na dobre zakończenie takiego dnia wskoczyć w auto i ruszyć po zmroku w trasę liczącą 300 km.. Zasnąć o północy, wstać o 5.00 rano i zrobić w ciągu dnia następnego ponad 450 km..
Energia wtedy z pewnością nie jest dostarczana z pożywieniem.. Je się marnie i niewiele, pije dużo wody.
Ostatnio na bloku przekonałam się skąd się wzięło powiedzenie "Oblał kogoś zimny pot".
Pierwszy raz był bez niespodzianek. Pierwiastka. Położenie, ustawienie, ułożenie malucha jak zwykle. Tak jak powinno być. Kiedy było po wszystkim nie pamiętałam nawet czy to był chłopiec czy dziewczynka. A myślałam, że takie rzeczy jak pierwsze wykonane cięcie cesarskie się pamięta.
Nie pamiętałam. Musiałam pomyśleć chwilę. To była dziewczynka.
Drugi raz musiał już czymś zaskoczyć. Bez wód, położenie miednicowe. Dziewczynka o chabrowych oczach. Śliczne oczy.
Licznik ruszył.
piątek, 28 lutego 2014
piątek, 21 lutego 2014
75. Bez szału
Egocentryzm do kwadratu w moim autorskim wykonaniu oczywiście.
Szykuje mi się zwrot akcji o 180 stopni.
A i owszem, przystępuję do egzaminu LEKko i bez szału.. Szału nie będzie, specjalizacji nie będzie, "nie będzie niczego" powtórzyłabym za słynną kiedyś postacią wylansowaną na pięć sekund przez media..
Bez szału po weekendzie wrócę do pracy. Zacznę odliczać dni do wypłaty oraz dyżury, które chcę mieć przyjemność podjąć w nadchodzącym tygodniu. Nie uciekłam po pierwszym, może będą ze mnie ludzie.. Ekm.. Lekarze.
Eh.. gdybym miała kompas Jacka Sparowa z Piratów z Karaibów, być może pokazałby mi właściwy kierunek, choć bardziej prawdopodobnym jest, że kręciłby się bezlitośnie w kółko niezaprzeczalnie świadcząc o moim niezdecydowaniu.
Kilka dni temu w ramach rozmyślań zajrzałam na starego bloga w roli czytelnika i już na wstępie ubawiłam się czytając stare posty.. :) Na swój sposób bywam bardziej zabawna niż myślę o sobie na co dzień.. Ostatnio oglądałam też jakieś rodzinne video, na którym wyglądam lepiej niż zwykle sama siebie postrzegam.. Jedyny smutny wniosek z tego płynący to taki, że na co dzień jestem trochę niedowartościowana, ale w sumie jakoś żyję i jednak ktoś mnie za coś kocha, więc może nie jest ze mną aż tak totalnie źle ;)
Są dni kiedy czuję się bardziej spełniona układając i segregując w szufladach bieliznę i skarpetki niż kiedy siedzę w szpitalu.
I wcale mi nie jest wstyd z tego powodu. :)
Moje dni sponsoruje słowo Prokrastynacja i cyferka 3.
Szykuje mi się zwrot akcji o 180 stopni.
A i owszem, przystępuję do egzaminu LEKko i bez szału.. Szału nie będzie, specjalizacji nie będzie, "nie będzie niczego" powtórzyłabym za słynną kiedyś postacią wylansowaną na pięć sekund przez media..
Bez szału po weekendzie wrócę do pracy. Zacznę odliczać dni do wypłaty oraz dyżury, które chcę mieć przyjemność podjąć w nadchodzącym tygodniu. Nie uciekłam po pierwszym, może będą ze mnie ludzie.. Ekm.. Lekarze.
Eh.. gdybym miała kompas Jacka Sparowa z Piratów z Karaibów, być może pokazałby mi właściwy kierunek, choć bardziej prawdopodobnym jest, że kręciłby się bezlitośnie w kółko niezaprzeczalnie świadcząc o moim niezdecydowaniu.
Kilka dni temu w ramach rozmyślań zajrzałam na starego bloga w roli czytelnika i już na wstępie ubawiłam się czytając stare posty.. :) Na swój sposób bywam bardziej zabawna niż myślę o sobie na co dzień.. Ostatnio oglądałam też jakieś rodzinne video, na którym wyglądam lepiej niż zwykle sama siebie postrzegam.. Jedyny smutny wniosek z tego płynący to taki, że na co dzień jestem trochę niedowartościowana, ale w sumie jakoś żyję i jednak ktoś mnie za coś kocha, więc może nie jest ze mną aż tak totalnie źle ;)
Są dni kiedy czuję się bardziej spełniona układając i segregując w szufladach bieliznę i skarpetki niż kiedy siedzę w szpitalu.
I wcale mi nie jest wstyd z tego powodu. :)
Moje dni sponsoruje słowo Prokrastynacja i cyferka 3.
środa, 12 lutego 2014
74. Dzień po nocy
Pierwszy raz nie bolał. Tym razem.
Dyżur w ambulatorium idealny jak na pierwszy raz. Kilka osób wieczorem, sen od 23.00 do 4.30 rano, pacjentka, sen od 5.00 do 6.50, mocna kawa, pacjentka o 7.30, a 7.50 na mój oddział do pracy.
Największym problemem dyżuru okazała się lodówka warcząca niczym stary ciągnik, która obudziła mnie w nocy chyba cztery razy.. Muszę podkreślić, że sen na dyżurze nie daje takiego poczucia wypoczynku jak sen w swoim własnym łóżku w domu. Na posterunku nie ustawiam się na opcję "Off", ale ciągle jestem w trybie "Stand by".
Dzień po dyżurze okazał się dniem udanym, bo sama wepchałam się i wykonałam pierwszą samodzielną histeroskopię. Doktor nie był od początku pozytywnie nastawiony, bo szyjka macicy krótka, a kulociągi popaprane, bo nie chwytają i nie trzymają tkanki tak jak trzeba. Tym razem to doktor trzymał wziernik, a ja wzięłam sprawy w swoje ręce. Zmierzyłam długość macicy, hegarowałam, ustawiałam histeroskop, oglądałam jamę, usunęłam polipy i pobrałam wycinki.
Doktor zadowolony, bo się udało, instrumentariuszki zadowolone, że po robocie, ja zadowolona, bo poszło szybko i sprawnie.
Feels good. :)
wtorek, 11 lutego 2014
73. 18.00 - 8.00
Nocna Świąteczna Pomoc Lekarska po raz pierwszy..
Papierów do napisania więcej niż pacjentów ;) względny spokój.. Do czasu? Być może..
Jeszcze 10 godzin 20 minut.. :)
Papierów do napisania więcej niż pacjentów ;) względny spokój.. Do czasu? Być może..
Jeszcze 10 godzin 20 minut.. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)