środa, 12 lutego 2014

74. Dzień po nocy

Pierwszy raz nie bolał. Tym razem.
Dyżur w ambulatorium idealny jak na pierwszy raz. Kilka osób wieczorem, sen od 23.00 do 4.30 rano, pacjentka, sen od 5.00 do 6.50, mocna kawa, pacjentka o 7.30, a 7.50 na mój oddział do pracy.

Największym problemem dyżuru okazała się lodówka warcząca niczym stary ciągnik, która obudziła mnie w nocy chyba cztery razy.. Muszę podkreślić, że sen na dyżurze nie daje takiego poczucia wypoczynku jak sen w swoim własnym łóżku w domu. Na posterunku nie ustawiam się na opcję "Off", ale ciągle jestem w trybie "Stand by".

Dzień po dyżurze okazał się dniem udanym, bo sama wepchałam się i wykonałam pierwszą samodzielną histeroskopię. Doktor nie był od początku pozytywnie nastawiony, bo szyjka macicy krótka, a kulociągi popaprane, bo nie chwytają i nie trzymają tkanki tak jak trzeba. Tym razem to doktor trzymał wziernik, a ja wzięłam sprawy w swoje ręce. Zmierzyłam długość macicy, hegarowałam, ustawiałam histeroskop, oglądałam jamę, usunęłam polipy i pobrałam wycinki.
Doktor zadowolony, bo się udało, instrumentariuszki zadowolone, że po robocie, ja zadowolona, bo poszło szybko i sprawnie.
Feels good. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz