Złożyłam w pracy wypowiedzenie.
Postawiłam wszystko na jedną kartę, na niewiadomą. Marna ze mnie hazardzistka.
Ale po kolei.
W aktualnie trwającej rekrutacji na specjalizację wzięłam udział w dwóch trybach. Poprosiłam o jeden dzień wolny, przejechałam 400 km żeby spotkać się z ordynatorem oraz panią dyrektor z dużego szpitala, zdobyłam niezbędne podpisy załączników i przejechałam kolejne 400 km, żeby na drugi dzień normalnie stawić się w pracy.
Wnioski wypełniłam w terminie, niestety z błędami, które poprawiałam ręcznie. Opieczątkowane przeze mnie wnioski wysłałam, zobaczymy czy one w ogóle przejdą. Z tego powodu za trzy tygodnie może się okazać, że zostałam z niczym.
W tym tygodniu przyszłam do pracy normalnie na swój oddział, po czym po dwóch godzinach poinformowano mnie, że dwa dni w tygodniu pracuję na Izbie Przyjęć. I że mam tam natychmiast zejść, bo dziś jest właśnie ten dzień. Zeszłam, przyjęłam pacjenta, a w międzyczasie napisałam najprostszą formułę wypowiedzenia umowy o pracę, którą złożyłam w sekretariacie, otrzymując jednocześnie potwierdzenie, że druk wpłynął do dyrekcji.
Dziś rozkminiam co tu zrobić z umową zleceniem na dyżury w nocnej i świątecznej pomocy.
Żadna z tych decyzji, o których napisałam, nie była łatwa.
Może jestem młoda, ale nie jestem po to by rozstawiać mnie po kątach. Może zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale na co innego się umawiałam w trakcie rozmowy o pracę.
Żal mi zostawiać oddział. Szczerze i prawdziwie żałuję, ale z drugiej strony jeśli dostanę pracę (miejsce szkoleniowe!), po którą jechałam 400 km to i tak czekałoby mnie rozstanie z tym Oddziałem, jednak odbyłoby się to na innych zasadach i w zupełnie innej atmosferze.
W poniedziałek dowiem się co dalej..
niezbędne podpisy? Ja nic nie zbierałam... o_O
OdpowiedzUsuńdziś poniedziałek, i co dalej?
OdpowiedzUsuńOczywiście ze mądra decyzja
OdpowiedzUsuńNie wolno dać się pomiatać
Pozdrowienia