Mając swoje żałosne 25 lat, spotkałam Kobietę, która ma lat 90 i nie miałam prawa nie zgodzić się z nią w kwestii, że na świat i ludzkie sprawy patrzy się inaczej w miarę upływu czasu.
Być może dlatego, że od dnia, w którym uznałam siebie za największego nieudacznika minęło dopiero 9 dni i dopiero trzeci dzień rezyduję na odległym krańcu Europy, a może po spotkaniu z 90-latką nabrałam na nowo dystansu do siebie i całego mojego zabałaganionego świata.
Egzamin przestał być kwestią "Być albo nie być", a dyplom stał się czymś co w końcu przyjdzie.
Zrozumiałam, że cały ten bałagan uczy mnie czegoś i zaczynam postrzegać wszystko w lepszy, bogatszy sposób. Moje życie może trwać 90 lat, a ja przeżywam dopiero 25 rok i załamuję się na pierwszym czy drugim potknięciu?? Chyba nadal jestem naiwna..
Ciągle uczę się siebie i uczę się życia. Życia na własny rachunek i na własne konto.
Natomiast zakochanie przeszło w zauroczenie, a zauroczenie w chwilową fascynację, która przydarza nam się tylko wtedy, gdy jesteśmy sami we dwoje. Dla mnie to za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz