czwartek, 23 sierpnia 2012

31. Co drugi dzień

Dziś z drugą carer assistant pracowałam przy pacjencie. Powiedziałam jej tylko, że dziś tylko czekam na jakąś awanturę, bo awanturę mam co drugi dzień. Tak jakoś wypada.
No i nie musiałam długo czekać, ale to co dziś się wydarzyło, przyćmiło wszystkie dotychczasowe docinki.

Z tego co się zorientowałam odkąd tu jestem - NHS płaci za moją pracę tutaj. NHS zgodził się opłacać live-in care, pod warunkiem, że żona pacjenta będzie pokrywać trzygodzinną przerwę jaka carerowi przysługuje w ciągu dnia. I o tą przerwę dziś poszło..
Generalnie to ja powinnam na te 3 godziny wychodzić hen daleko w pizdu, ale ja zostawałam w domu, bo się uczyłam. I to mnie zgubiło. Żona pacjenta przyzwyczaiła się, że jestem, a kiedy pewnego dnia powiedziała, że musi gdzieś wyjść wczesnym popołudniem zaproponowała, żeby podzielić moje 3 h na pół i żebym część wzięła rano, potem wróciła podać o 12.30 leki, a potem znów żebym miała godzinę przerwy.
Mojej szefowej się to niespodobało, ale ja powiedziałam, że nie mam o to do nikogo pretensji, bo i tak siedziałam w domu i sama się na to zgodziłam.

Okej, tylko, że sprawy przybrały nieco inny obrót. Wcześniej, żona pacjenta pytała mnie, czy to jest OK, że ja znów będę miała podzieloną przerwę. W ostatnim tygodniu już mnie nie zapytała, ale poinformowała, że ona wychodzi i że moja przerwa będzie przesunięta. Ja tylko chciałam, żeby powiedziała głośno, że mogła wyjść z domu w każdym innym momencie dnia i że świadomie wybrała taką, a nie inną godzinę, nie zwracając uwagi na te moje złote 3 godziny i obiecałam sobie, że ostatni raz się na to zgadzam - o ile będzie w ogóle jeszcze jakiś następny raz.
Dzisiaj natomiast żona pacjenta miała zaplanowane spotkanie o 12.30 i podkreślam od razu, że ona czasem wychodzi na godzinę, a czasem na 3,5 h. Nie przypominam sobie natomiast rozmowy z nią, w której informuje mnie, że wychodzi i że muszę znów podzielić przerwę i dać leki o 12.30.

No i właśnie, ja w najlepsze rano krzątam się przy pacjencie jak zwykle, drugi carer obok, a ona wpada do pokoju, wymienia co zrobi, a czego nie zrobi i że ja mam przerwę, bo potem ona jest off. Ja oczy w słup.. Ona do mnie, że ona wychodzi, więc mam podzieloną przerwę, a ja na to, że owszem, ale nie wiedziałam, że nie wrócisz do domu na czas kiedy to ja wychodzę.

Uwierzcie mi, że takiej furi to ja dawno nie widziałam.. Żona pacjenta w krzyk Fine! I'm cancelling it! You did it again! zdążyłam tylko pomyśleć "Did what??" no bo nie mam pojęcia jakie są moje grzechy? Ona zaczęła biegać po domu, łapać telefon, wciskać guziki, mylić numery.. Podeszłam do niej i mówię, że nie zdawałam sobie sprawy po prostu, że wychodzi na dłużej, że jeśli w tym momencie zacznie robić dalej to co trzeba z pacjentem no to spoko, a ona, że nie, że odwołuje i coś tam coś tam, czego już nie pamiętam.
Najbardziej za to podobała mi się fraza o tym, że wkrótce będę lekarzem i że będę miała mnóstwo takich sytuacji, w których będę musiała się uporać z niezadowoleniem ludzkim i że to jest Lesson Number One!

Myślałam, że tam padnę. Ale nie, zebrałam się w sobie, bo najważniejszy jest mój pacjent, poszłam i mówię do niego, że jest mi przykro i co robić, bo ja powtarzam jego żonie, że może iść sobie gdzie tam chce. On próbował ją zawołać, ale ona już nikogo nie słuchała, więc on tylko wzruszył ramionami.
Szczerze przyznam, że ręce mi się trzęsły ze złości jak zabrałam się za mycie zębów pacjenta, a potem za golenie. Na szczęście go nie skaleczyłam :)

Może to i lepiej, że dziś ze mną była ta spokojniejsza carer, a nie ta druga, która nigdy nie owija w bawełnę, i jak to mówią "w tańcu się nie pierdoli" :) bo ja już sobie wyobrażam, jakimi słowami opisałaby to całe zdarzenie naszej szefowej.
W każdym razie żona pacjenta patrzeć dziś na mnie nie może. Nie wiem jak ona zniesie moją obecność przez kolejne 30 godzin, ale jakoś będzie musiała, a ja swój bilet na samolot wydrukuję u szefowej, a nie tutaj, bo jeszcze mi za papier i tusz policzą..

Aha.. Ja też nie jestem bez winy, pamiętam swoje grzechy! :)
Po pierwsze, wczoraj człapałam z kawą z pokoju do pokoju i troszkę się mi wylało na wykładzinę. Na szczęście jest ciemnozielona, a ja od razu zabrałam się do czyszczenia, a  potem do osuszania plamy. Gospodyni nic nie zauważyła na szczęście. :)
Po drugie, dziś pod jej nieobecność niechcący wysypałam na podłogę pół słoika kawy rozpuszczalnej. Musiałam pozamiatać w kuchni, no i nie wiem jakim cudem uzupełnić kawowe braki ;/
Po trzecie, gospodyni najwyraźniej  uważa mnie za brudasa, bo zapytała kiedy mam zamiar posprzątać swój pokój przed przyjazdem eLr, która zajmowała się pacjentem zanim ja zaczęłam. Może i jestem brudasem, ale nie ja jedna w tym domu.
Po czwarte, ulubiony sąsiad gospodyni zadzwonił dziś do mnie (!) skonsultować ze mną swój stan zdrowia.. Wyobrażacie sobie? Jak śmiał prosić mnie smarkulę o radę, a nie ją.. Nie mam pojęcia!

Ale całkiem poważnie mówiąc, to byli u niego wczoraj wieczorem Paramedics, bo mimo leków miał zbyt wysokie ciśnienie. Coś tam na to zaradzili, a sąsiad poszedł spać. Dziś zadzwonił rano o 7.40 i pyta mnie "Are you a doctor?", a ja durna na to "Yes." (..a przecież nie jestem! W każdym razie z dyplomem czy bez to i tak nie mam żadnego prawa udzielać medycznych porad..), więc sąsiad zaczął wymieniać, że źle się czuje, a ciśnienie 214/104 mmHg i co robić. Udzieliłam mu czysto przyjacielskiej porady - dzwoń na NHS, powiedz im jak było wczoraj i dziś, jakie leki bierzesz i niech oni decydują.

Żona pacjenta natomiast tak czy inaczej zniknęła i poszła sobie z domu. To znaczy, wyszła sobie gdzieś w czasie, w którym ja i tak tu siedzę i muszę siedzieć. Nie wiem czy jej się wydaje, że ja tu jej jakoś wybitnie potrzebuję, czy to jakiś pokaz siły? Mi to nawet pasuje, bo pacjent śpi, a mi nikt na ręce nie patrzy i mam święty spokój.

Powiem wam tylko, że całkiem lekko to wszystko już znoszę, łącznie z tą dzisiejszą awanturą, bo ani ja tu nie muszę być na siłę, ani od nich wielkiej łaski nie dostaję, ani to jakoś nie wpływa na moje życie, światopogląd i karierę.. To po co mam się złościć?

Irytowałam się wczoraj jak przez cztery godziny synchronizowałam ze światem nowego iphone nano.. I nadal mam tam jakąś dziwną muzykę, której nie chcę.. 0_o?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz