wtorek, 14 sierpnia 2012

25. Pasja

A i owszem - Pasja.. i to szewska!
To był mój nastrój na dziś..

Wczoraj wieczorem, po raz pierwszy odkąd pracuję tu, gdzie pracuję, siedziałam zamknięta w pokoju, ale z włączonym baby-monitorem. Żona pacjenta siedziała, a właściwie wisiała na telefonie siedząc w pokoju głównym, z którego prosto wchodzi się do pokoju mojego pacjenta.
No i masz ci los.. nie słyszałam jak pacjent mnie wołał. Nie przyszłam. Ona w końcu musiała rozłączyć się, wstać z fotela i ułożyć pacjenta do snu: zdjąć okulary, położyć na brzegu łóżka kocyk, zasunąć rolety, wyłączyć telewizor. Zebrałam opierdol krótko mówiąc.
Przeprosiłam, bo niedopełniłam swoich obowiązków, no i nie chcę żeby kobieta się zamartwiała, najwyraźniej miała ciężki dzień.

Posiedziałam w nocy, posłuchałam jak pada deszcz, burza grzmi w oddali, zarejestrowałam w głowie, że światła na ulicy zgasły, ale w domu światło było, a zielona lampka od baby-monitoringu mrygała uspokajając mnie, że działa i że jest OK.
Rano wstałam pół przytomna, ogarnęłam się, postawiłam się na nogi kawą (tak, sypaną, z fusami, po polsku!) i zabrałam za szykowanie leków.
Wpada ONA! Żona pacjenta. Ze swoją najbardziej opierdalającą miną jaką ma w zanadrzu i mówi, że znów go (pacjenta) nie słyszałam. Ja osłupiała mówię "Jak to?" Ona na to, że on krzyczał, wołał, gwizdał, a ja nic.
I z tekstem "Jaką na to teraz masz wymówkę???"

Och jakże się we mnie zagotowało.. Wymówkę...?!?!?! WYMÓWKĘ?!?!!?
Nic nie powiedziałam.
Temat wrócił później.

Chciało mi się parsknąć śmiechem, najbardziej obrzydliwym i wykpiewającym, takim najpodlejszym, najobficiej ociekającym żółcią, kiedy powiedziała mi: "A co jeśli powiem Twojej szefowej, że to się zdarzyło? I nie dostaniesz od nas rekomendacji, nie zdobędziesz experience i będziesz mieć kłopoty.. Co wtedy..?"
Pomyślałam tylko, że chyba trochę przecenia wagę tego tak zwanego experience, które łaskawie pozwala mi zdobywać..... Głośno powiedziałam tylko, że zgadzam się, że powinna mieć do swojego męża opiekuna, który zawsze, absolutnie zawsze będzie budzić się w nocy jak tylko usłyszy baby-monitoring. I że może mnie zmienić, bo ja najwyraźniej tym opiekunem nie jestem.
"O nie, nie.. Na tym etapie tak daleko jeszcze nie jesteśmy. Ale musisz pamiętać, że musisz wstać."
A ja przepraszam co do tej pory robiłam przez te 7 tygodni? Przekręcałam się na drugi bok i spałam dalej..?
Teraz chyba mam "ostatnią szansę" się poprawić, bo jak się to zdarzy trzeci raz, to ona będzie musiała porozmawiać z moją szefową. No już się boję..

Tylko, że ja u szefowej już byłam. Od rana trzymałam nerwy na wodzy, choć nie zawsze się udawało, a tak szczęśliwie się złożyło, że szefowa chciała żebym się u niej zjawiła i podpisała jakieś papiery. Kobieta ma chyba jakiś wrodzony szósty, siódmy i ósmy zmysł, bo zjawia się i odzywa się dokładnie wtedy, gdy jej potrzebuję!
Powiedziałam szczerze jak wyglądają sprawy, bo po pierwsze 8 tygodni w jednym miejscu, zwłaszcza z takim pacjentem, to jest maksymalny czas jaki opiekun powinien spędzić, a potem nawet jeśli nie chce, to na siłę na wakacje trzeba wysłać. A po drugie - wiem, że nie jestem tu przypisana na stałe, więc..au revoir!
Byłam wściekła i rozgoryczona do tego stopnia, że powiedziałam jasno, że jeśli ma już teraz kogoś, kto może zacząć w tym domu, w którym jestem, to niech go daje, a ja w tej sekundzie zmieniam datę wylotu na wcześniejszą, bo po tym wszystkim to siedzę jak na szpilkach, a moje attitude w tym domu już nie będzie takie jak dotąd.
Szefowa kazała się nie martwić, bo klienci, tak samo dobrze jak ona i ja, wiedzą, że nie znajdą gdzie indziej tak kompetentnego opiekuna.
A ich łaskę, że zdobywam u nich experience, to już nie nazwę, co mogą z nią zrobić.
Jestem tylko wdzięczna szefowej, że mnie chciała zatrudnić i mam nadzieję, że jest zadowolona.

Na koniec powiem wam, że ogólnie to fajnie jest/ było mi w tym domu.
Wkurwiłam się za to, że po całym tym czasie pracowania jak mróweczka i bycia na każde skinienie palcem i każdą zachciankę, ona miała czelność zarzucić mi, że szukam wymówek. Mogłaby tak samo powiedzieć mi, że ją okłamuję i że zrobiłam to specjalnie.

Ja rozumiem, jestem opłacana, jestem pracownikiem, więc są też wymagania, ale obrażać się nie pozwolę.
Moje nastawienie wynika trochę też pewnie ze zmęczenia i rozgoryczenia, bo ogólnie to tak jak wspomniałam, jest/ było mi tu całkiem OK.
Jutro nowy dzień :) Wolny dzień! O 10:01am w domu już mnie nie będzie :]

3 komentarze:

  1. kurde, 8 tygodni w takiej pracy to musi być szmat czasu. Szczere wyrazy szacunku, że podołałaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Właśnie mija 7 tydzień, jeszcze jeden i do domu..w następną sobotę.. ;]
      Ale wiecie..zmęczona jestem po prostu.. Potem jeszcze tu wracam na 3 tygodnie, a potem może nowy pacjent.

      Usuń